Cyganie

lewkowicz-gypsies1

.

– Przyjechali, przyjechali! – krzyczał Adaś.
Grupka dzieci odwróciła się niemal jednocześnie
w stronę małej postaci biegnącej wzdłuż ulicy.
– Ciekawe kto przyjechał..? – zapytała Magda.
W małym miasteczku goście byli rzadkością.

Po chwili chłopiec dobiegł do nich zdyszany,
jąkając się z przejęcia przekazywał nowinę,
jednocześnie wskazując ręką w stronę lasu.
– Cyganie jadą, jak ich dużo, aż osiem wozów.
Chodźmy zobaczyć, jak rozkładają tabor.
– Muszę zapytać mamy czy mi pozwoli.
Ania wstała i otrzepując sukienkę ruszyła
niechętnie w stronę domu, powoli wchodziła
po schodach, zastanawiając się, czy uzyska
zgodę, by odwiedzić miejsce obozowiska.

– Mamo, czy mogę iść z koleżankami na łąkę?
Proszę pozwól, nie będziemy tam długo.
– To podwórko już Wam nie wystarczy, znów
Was gdzieś niesie, poza tym niedługo będzie
kolacja, ojciec będzie się denerwował  jeśli
na nią nie zdążysz.
– Mamo, przyjechali Cyganie, chcemy zobaczyć,
pozwól mi pójść choć na chwilę, wszyscy idą.
– Dobrze, tylko nie podchodźcie zbyt blisko,
wiesz przecież, że oni kradną dzieci, zwłaszcza
takie smagłe i ciemnookie jak Ty. Dobrze idź,
tylko wróć zanim zajdzie słońce.

Siedzieli na płocie zafascynowani widokiem tego,
co działo się w obozowisku. Kobiety w kolorowych,
długich spódnicach gotowały coś nad paleniskiem,
mężczyźni siedzieli w kręgu rozmawiając głośno.
Dobiegały ich dźwięki gitary, rżenie koni i śmiech
cygańskich dzieci biegających pomiędzy wozami,
niektóre podbiegały blisko spoglądając w ich stronę.
– Jutro pewnie do miasteczka przyjdą Cyganki,
by śpiewnym głosem zachęcać do powróżenia,
ostrzenia noży czy kupna patelni – pomyślała Ania.

Nagle wypatrzyła wśród dzieci dziewczynkę,
która wraz z matką nawlekała na nić małe koraliki.
Ubrana w barwną sukienkę, ze złotymi kółkami
na przegubach drobnych dłoni opowiadała coś
kobiecie, ta pochyliła się, żartobliwie pociągnęła
ją za czarny warkoczyk i roześmiała się serdecznie.
Błyszczące nitki wplecione we wstążki i spódnice raz
po raz połyskiwały w świetle zachodzącego słońca.

Nagle ogarnęła ją jakaś dziwna, nieznana tęsknota.
– Chciałabym – pomyślała – żeby mnie porwali,
tak tylko… na trochę…

 

17 Comments

  1. Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma, …………tylko koni, tylko koni, tylko koni, koni żal.

      1. Viola,nie urodziłaś się przypadkiem gdzieś nad Notecią ?Mamy taki wieeelki krąg jednakowych wspomnień. Cyganie,a jakże. Szłyśmy ze starszą kuzynką spacerkiem nad Notecią – wtedy nikt się nie przejmował ,że ja 5 -cio latka a ona 14-to. Wozy tworzyły obozowisko po drugiej stronie rzeki. My obie ciemnowłose i śniadawe .Kuzynka była /i jest nadal !/ prawdziwą pięknością.Ale Cyganie chcieli tę mniejszą .Wołali do mnie i przyzywali wesoło.Jedna dziewczyna zaczęła tańczyć dłońmi i zakręcać spódnicą. Ależ chciałam też taka być! Ciekawe,czy zdarzało im się porywać dzieci.Pamiętam tamto wydarzenie bardzo żywo.

  2. od zawsze życie Cyganów dla mnie miało posmak ….wolności,takiej nieskrępowanej…takiej innej od naszej codzienności…
    Każda chyba marzyła,aby choc na chwilę,uśiąśc koło nich,znaleźc się w taborze,przy ognisku zaśpiewac z nimi…ech…
    No tak na chwilę …chociaż.. :-))

    1. Właśnie ta inność pociągała najbardziej.
      Myślę, że w każdym z nas się tli ta
      szczypta tęsknoty za powędrowaniem gdzieś…
      Gdzie…? A właściwie po co określać cel…? 😉

Dodaj odpowiedź do Stokrotka Anuluj pisanie odpowiedzi